Sunday, 21 August 2016

Suicide Squad - Legion Samobójców

Suicide Squad, czy też Legion Samobójców, to film wyczekiwany od miesięcy przez zarówno zagorzałych fanów DC comics, jak i po prostu kinomaniaków. Od pierwszych zwiastunów, które zostały upublicznionie po comic-conie w San Diego w 2015 roku, ja sama z niecierpliwością wypatrywałam sierpnia 2016, kiedy to film miał wejść do kin. Nie miałam niestety czasu obejrzeć go od razu kiedy wyszedł, więc na nieszczęście zobaczyłam kilka niepochlebnych opinii, które sprawiły, że do kina szłam z mieszanymi uczuciami. Jednak, wbrew wszystkiemu, nie zawiodłam się!

Suicide Squad to drużyna składająca się z najbardziej niebezpiecznych i zabójczych bohaterów DC comics, i w historii komiksów, dwie drużyny nosiły to imię. Uciekając się do może nie do końca odpowiedniego porównania, Suicide Squad jest jak Justice League, tylko nie mają żadnych zahamowań, a wypełniają rozkazy Amandy Waller tylko z jednego, całkiem 'wybuchowego' powodu - bomb będących w ich głowach, które od zabicia antyherosów dzieli jedynie przycisk. W filmowej adaptacji, drużyna, czy też 'legion',  składa się z niezrównoważonej Harley Quinn, doskonałego strzelca Deadshota, intrugującej Enchantress, udającego pacyfistę El Diablo, przezabawnego Boomerang'a, niebezpiecznego Killer Croc i tajemniczej Katany, pod przywódctwem Rick'a Flag'a.

Wiele recenzentów uważa, iż fabuła Suicide Squad była do bólu przewidywalna i film był chaotyczny. Do pewnego stopnia się z nimi zgadzam, tylko, że moim zdaniem, to nie są minusy. Po pierwsze, każdy film na podstawie komiksu jest przewidywalny - przecież wiadomo, że heros nie umrze, zło zostanie pokonane, a świat ocalony. Fakt, że członkowie grupy Flaga to, nie przebierając w słowach, po prostu czarne owce, nie powinien tego zmienić - po prostu ich powód, by ratować świat od władania przez Enchantress jest mniej szlachetny - po prostu każdy z nich boi się o swoje życie, co, bądźmy szczerzy, jest o wiele bardziej realistyczne. Uważam, że przewidywalna fabuła w tym wypadku to plus - dzięki temu, reżyserowi David'owi Ayer'owi, udało się pokazać, że każdy jest zdolny to heroicznych wyczynów. Jeżli zaś chodzi o wszechobecny chaos, myślę, że sama Harley Quinn podsumowała moje myśli najlepiej - 'We're bad guys. That's what we do!', bo jakże inaczej pokazać prawdziwą naturę naszych antybohaterów? Widać też, że filmy na podstawie komiksów DC zaczynają się zmieniać - jest coraz więcej humoru i mam wrażenie, że tracą swój unikalny, mroczny ton. Można za to winić tylko Marvela - ich filmy radzą sobie w kinach doskonale, nawet takie katastrofy, jak Avengers: Age of Ultron. Jeżeli chcą wprowadzać humor, czemu nie, ale uważam, że czarny i sarkastyczny humor pasowałby doskonale, i nie wymagałby zmiany tonu.

Jeżeli chodzi o pracę aktorów, to Cara Delevigne jak Enchantress i June Moon nie zachwyciła mnie, nie umiem w sumie nawet powiedzieć dlaczego. W pewnym sensie jej występ wydawał się wymuszony, nie do końca naturalny. Joel Kinnaman jako Rick Flag sprawdził się jako nie do końca charyzmatyczny lider grupy złoczyńców, chociaż, moim zdaniem, June miała zbyt duży wpływ na jego decyzje. Podobał mi się fakt, że pod koniec filmu nie zawahał się przed niczym, by zakończyć misję - może to wpływ reszty jego legionu? Karen Fukuhara była wspaniała jako Katana, ale niestety, nie było jej za długo w filmie, a Tatsu Yamashiro jest jedną z moich ulubionych postaci w DC, ale oczywiście, przy takiej liczbie bohaterów, komuś muszą odebrać uwagę publiczności, aby inni mieli jej więcej. Adewale Akinnuoye-Agbaje jako Killer Croc był w takiej samej sytuacji jak Katana, ale przynajmniej wprowdził trochę humoru. Captain Boomerang (w tej roli Jai Courtney) był zdecydowanie jedną z najzabawniejszych postaci, i, ku zdziwieniu publiczności, całkiem sprytną. Chociaż jego akcent nie brzmiał ani trochę jak australijski! Jay Hernandez jako El Diablo raczej w pamięci mi nie zapadnie, chociaż efekty specjalne towarzyszące jego postaci były świetne. Viola Davis jako Amanda Waller sprawdziła się bardzo dobrze, ale, Margot Robbie jako Harley Quinn dała zdecydowanie najlepszy pokaz umiejętności aktorskich  tym filmie. Margot ukazała nam Harley jako szaloną, niezrównoważoną i przezabawną, i chociaż w komiksach jest ona czymś więcej, to i tak aktorka poradziła sobie doskonale. Co do Deadshot'a Will'a Smith'a miałam ogromnie oczekiwania - odkąd pojawił się w serialu Arrow, jest on jednym z moich ulubionych czarnych charakterów DC, i szczerze mówiąc, trochę się bałam, że się zawiodę. Na szczęście, Smith był świetny jako Floyd, i to nie tylko zasługa jego umiejętności aktorskich, ale też dobrze napisanych dialogów - jego czarny humor i sarkazm uratowałyby Suicide Squad, nawet jeżeli film byłby do niczego. Na koniec muszę oczywiście wspomnieć o Jaredzie Leto, który zagrał Jokera. Joker, którego uwielbiam, był jednym z powodów, dla których tak niecierpliwie wyczekiwałam tego filmu... Ale mam mieszane uczucia. Uważam, że Leto próbował połączyć upodabanie Jokera Heath'a Ledger'a do chaosu z szaleństwem Jack'a Nicholson'a, więc jego podejście nie było do końca oryginalne. Z drugiej strony, jest tylko kilka sposobów, w które można zagrać jedną postać, więc ocenianiem pracy Leto wstrzymam się, póki nie zobaczymy go więcej.

Podsumowując, przeiwdywalny scenariusz i chaos w tym przypadku to zdecydowane plusy, gdyż łatwiej jest odróżnić ten film od typowych opowieści a superbohaterach. Szeroka gama postaci, z których każdy widz będzie miał szansę wybrać swoją ulubioną oraz doskonały soundtrack sprawiają, że Suicide Squad to zdecydowanie jeden z najlepszych filmów tego roku. Polecam!

Ocena: 8/10

No comments:

Post a Comment